Wednesday, November 22, 2006

przebudzenie



PRZEBUDZENIE


Nauczyłam się rozpoznawać migdały w łódce twardych łusek. Noce bywały

upalne zimą. Mały dom

jak serce. Biło

po neapolitańsku na przedmieściach Rzymu.



Gdy spadł śnieg ogłoszono nowy cud. Ale tym razem

Bez nowej bazyliki i dziecka ze snów. Tylko

zamknięte drogi i cyprysy zdziwione sukniami w egzotycznej bieli. Uśpione

komary. Śmiech Włoszek i gest

który oznacza tyle co usta wygięte. W grymas.



Pod drzewem figowym oczekują tu wiosny. Wzywają

Madonny która płacze czasami. Niepocieszana

nigdy tak śpiewnie jak tęczowe krzyże w leśnych alejach. Cień

figi nie ma nic wspólnego z małym brzozowym urokiem. Salwatyckie pomarańcze

smakowały tylko cukrem. Zazwyczaj okiennice

kradną trzy godziny dnia. Fortepian brzmi jakoś

Fałszywie. Gitary wino i makaron

i makaron. I makaron.



Sny bywają jasne jak włosy Piastów. Oczy błękitnieją

Od łez a usta czernieją od całowania woreczka ziemi obiecanej. Dłonie

Zanurzam po łokieć. Kanaan

owoców wielkich jak upiory. Mała Miriam wciąż jednak śpiewa

psalmy we własnym języku.